Światło i mrok – dla wszystkich, którzy lubią gęste klimaty! – Industrialna sesja ślubna
Są takie miejsca na sesje ślubne, które obserwujemy latami. Bywa czasem tak, że albo są zbyt odległe albo niedostępne – stróż jest nieprzekupny, właściciele nieugięci, dziury w ścianach za małe 😉 Ale zaczynam wierzyć, że każde miejsce ma swoje przeznaczenie i w odpowiednim czasie z właściwą parą prędzej czy później tam trafimy!
Tak było z genialnym wnętrzem ewangelickiego kościółka z dramatycznym światłem (kto nie widział, to może nadrobić tutaj: Ruiny kościółka – cudowne światło w zaniedbanym miejscu), który odwiedziliśmy w ostatnim momencie, bo chwilę później został oddany do renowacji. Podobnie było z równie niepozornym pałacykiem z pięknym mauretańskim wystrojem (aktualnie zamknięty, będzie tam SPA…). Czy choćby wspomnieć steampunkową hutę w Ostrawie – kto z nami pojedzie taki kawał drogi dla „sterty żelastwa”? A jednak się poszczęściło – o czym ostatnio też pisałam w tej publikacji na blogu: Potęga przemysłu vs potęga natury!
Taka jest też historia z sesją Mirelli i Bartka – udało nam się trafić do rewelacyjnej industrialnej przestrzeni, która latami była niedostępna! Strażnik powiedział, że ostatnia sesja jaka się tam odbyła, była aż 5 lat temu!
Stal, żeliwo, beton i… potwory!
Każdy kto mnie zna, wie, że jestem skałożercą, uwielbiam też dramatyczne drzewa i korzenie, ale oprócz tego ogromnie fascynują mnie industrialne przestrzenie. Kiedy są opuszczone, nieczynne to tym lepiej!
Stal i beton, trochę kurzu, szczeliny przez które wpada piękne światło – dostawaliśmy z Michałem oczopląsu. Przestrzeń, w której mogliśmy się wyżyć fotograficznie! A do tego niesamowity klimat – ogromne przestrzenie, zakamarki – wszystko to tylko dla nas. Nikogo więcej. Cisza. Jakieś porzucone rzeczy po robotnikach, świadectwo wielu historii zapisanych w tym miejscu i ten skrzypiący łopoczący dach odzywający się co jakiś czas – dźwięki mocno niepokojące, kto ogląda horrory od razu zidentyfikowałby z dziesięć różnych potworów, które się skradają w ten sposób 😉
W takich chwilach nie czuję się jak fotograf ślubny, tylko raczej Indiana Jones!
Dramatyczne światło i co ma z tym wspólnego TVP?
Ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że szczęście to nic innego, jak znaleźć się w odpowiednim czasie we właściwym miejscu. Zatem w tym przypadku byliśmy ogromnymi szczęściarzami!
Po pierwsze nic nam nie spadło na głowy. Nic też się pod nami nie zawaliło! A mogło, bo przed wejściem podpisywaliśmy papiery, że właściciel za nic nie odpowiada 😉 Po drugie słońce wychodziło jak na akord wtedy, kiedy było potrzebne! I po trzecie TVP zrobiło zadymę – dosłowną! Na parterze coś nagrywali i potrzebowali do tego mnóstwa dymu. Każdy fotograf wie, co to znaczy, kiedy jesteśmy w ciemnym zadymionym budynku do którego wpada słońce. Innym osobom wytłumaczę to zdjęciem poniżej 😉
Jeszcze więcej szczęścia – wyróżnienia i tytuły!
Czwartą dawką szczęścia są wyróżnienia, które nam wpadły za powyższe zdjęcie! Zostało wybrane jako jedno z 16 najlepszych ślubnych zdjęć opublikowanych w czerwcu w gronie fotografów z całego świata z grupy YOU ROCK PHOTOGRAPHERS. Dostaliśmy też tytuł Rockersa 😉 A oprócz tego nasze zdjęcie zostało opublikowane na polskim profilu Sztuka Fotografii Ślubnej – jak piszą autorzy strony: „Spośród wszystkich, którzy publikują swoje zdjęcia na Grupie Fotografii Ślubnej, chcemy docenić tych najlepszych, którzy swoją fotografią inspirują i kreują współczesne trendy.”
EDIT: w sierpniu zdjęcie z tej sesji znów zostało zauważone na świecie – zostało opublikowane na portalu fotograficznym Looks like film, dostało dwa wyróżnienia ChooChoo i LLF1000club, a na facebookowej grupie wywołało ogromne zainteresowane wśród innych fotografów!
Pełnia szczęścia! Mirella i Bartek dzięki za świetna współpracę!
Zapraszamy do obejrzenia reszty!
2 komentarze
Super! Zdjęcia są rewelacyjne. Dzięki za współpracę chociaż przyznam, że nie było lekko, praca przed obiektywem jednak nie jest taka prosta jak się wydaje;)
Mirella, kilka chwil i zostałaś ekspertką od „wiuuuchania” suknią 😉 Dzięki za miłe słowa!